Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/gentes.pod-dusza.lezajsk.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server933059/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 17
- Czy Wasza Wysokość każe zakuć mnie w dyby?

- Tak. Naprawdę wolałbym tego uniknąć za wszelką ce¬nę. Nie mam jednak wyjścia, dopóki Henry nie dorośnie.

- Czy Wasza Wysokość każe zakuć mnie w dyby?

się na brzuchu i, podparłszy dłońmi brodę, wpatrywał się w Różę.
- Osoba nie z naszej sfery. - Ingrid obdarowała go naj¬piękniejszym ze swoich uśmiechów. - W końcu ściągnąłeś ją z drzewa w jakiejś australijskiej głuszy, o ile mnie pa-mięć nie myli. - Zaśmiała się perliście. - Kochanie, będzie¬ my mieli szczęście, jeśli ona w ogóle potrafi posługiwać się nożem i widelcem.
- Beck, przystaw fotele dla naszych przedstawicieli prawa - zakomenderował Huff, rozparty w swoim fotelu. - Sam możesz usiąść obok mojej córki. Szeryf i detektyw Scott usiedli na fotelach podstawionych im przez Becka, On sam usadowił się obok Sayre. Spojrzała na ojca i zobaczyła znajomy diabelski błysk w jego oczach, gdy zdmuchnął płomień z kolejnej zapałki i wrzucił ją do popielniczki. - No dobrze, Rudy. Chciałeś tego spotkania, jesteśmy gotowi cię wysłuchać. Co ci chodzi po głowie? - spytał. Szeryf odchrząknął. - Jak wiesz, zatrudniłem Wayne'a jako detektywa w naszym wydziale policji - zaczął niemal przepraszająco. - I? - Wayne przeprowadził małe śledztwo w obozie rybackim, i doszedł do wniosku, że pewne fakty związane ze śmiercią Danny'ego się nie zgadzają. - Na przykład jakie? - Huff przeniósł wzrok na młodego zastępcę szeryfa. Wayne Scott siedział na samym brzeżku fotela, jak gdyby z niecierpliwością czekał, by wreszcie zabrać glos. - Strzelba, z której rzekomo zabił się denat... - Strzelba? - zdziwiła się Sayre. Kiedy Beck powiedział jej, że Danny zginął od strzału w głowę, założyła, że w grę wchodził pistolet. Nie miała encyklopedycznej wiedzy o broni palnej, ale zdecydowanie potrafiła rozróżnić pistolet od strzelby, podobnie jak rozmiary uszkodzeń, jakie powodowała każda z tych broni. W zależności od kalibru i trajektorii, kula wystrzelona z pistoletu przyłożonego do głowy człowieka spowodowałaby śmierć i rozległe obrażenia głowy. Nie mogłoby się to jednak równać z uszkodzeniami czaszki spowodowanymi przez strzał ze śrutówki. - Tak, proszę pani - odparł poważnie detektyw. - Nie miał żadnej szansy przeżycia. - Może powinien pan przejść do sedna sprawy - wtrącił Beck. - Problem w tym, panie Merchant, że ofiara wciąż miała na sobie buty. Przez kilka chwil wszyscy wpatrywali się w detektywa z osłupieniem. Pierwszy zareagował Huff: - Nie wiem, o co ci, do cholery, chodzi, ale... - Zaczekaj - Beck uniósł dłoń, uciszając Huffa. Patrzył na Scotta. - Myślę, że rozumiem zakłopotanie detektywa Scotta. Chris pokiwał głową, skubiąc dolną wargę. - Chodzi o to, w jaki sposób Danny pociągnął za spust - powiedział. - Tak jest - Scott gorliwie pokiwał głową. - Swego czasu badałem sprawę samobójstwa w Carthage, we wschodnim Teksasie. Ofiara zabiła się za pomocą strzelby, pociągając za spust dużym palcem u nogi. - Spojrzał na Sayre skruszony. - Proszę mi wybaczyć moją bezpośredniość, pani Hoyle. - Nie zamierzam zemdleć. A tak przy okazji, nazywam się Lynch. - Och, przepraszam. Myślałem... - W porządku. Proszę mówić dalej. Scott powiódł wzrokiem po twarzach zgromadzonych w pokoju osób. - Chciałem powiedzieć, że wszystkie inne fakty związane ze śmiercią pana Hoyle'a są podobne do tamtego przypadku, poza tą jedną rzeczą. W jaki sposób pociągnął za spust? Byłoby to dość skomplikowane, biorąc pod uwagę długość lufy i... jest jeszcze jedna rzecz, która mnie zastana-wia. To była dubeltówka. Obie komory były pełne. Jeżeli ktoś planuje zastrzelić się z
Mark już wiedział, czym ją przekona. Pieniędzmi. Z pewnością liczyła się z każdym groszem, więc nie po¬gardzi okrągłą sumką. Jej siostra wyszła za mąż dla pie¬niędzy, ich matka uwielbiała luksusy - to musiało być u nich rodzinne. Oczywiście, nie mógł zaproponować pie¬niędzy teraz, kiedy kipiała złością, bo cisnęłaby mu je w twarz. Poczeka, pokaże jej dziecko, uświadomi, ile ko¬sztuje odpowiednie wychowanie i staranne wykształcenie, a wtedy sama dojdzie do wniosku, że nie stać jej na za¬trzymanie siostrzeńca w Australii.
Mały Książę tym razem bez trudu dojrzał prawdziwe powody jej westchnienia.
- Wówczas nie byłoby problemu, ale to nie takie pro¬ste... Dużo osób urosło w siłę podczas ciągłej nieobecności Franza i Jeana-Paula. Zgromadzili majątki i chcą więcej, chcą władzy. Rozszarpią ten kraj między siebie. Proces roz¬padu już trwa. Zagraniczne firmy wycofują się z naszego rynku. Wyjeżdżają nasi naukowcy i specjaliści, emigruje młodzież, zwłaszcza ta najzdolniejsza. Nie widzą dla siebie przyszłości w Broitenburgu.
Mark musiałby długo szukać Tammy. Zaszyła się w ta¬kim miejscu, o którym nigdy by nie pomyślał. Wreszcie czuła się jak u siebie.
bardzo bym chciał, żeby Sayre zainteresowała się pewną częścią mojego ciała, jeśli wiesz, co chcę powiedzieć. - Bardzo sprytny pomysł z tą powiastką biblijną. - Też tak sądzę. Sam na to wpadłem. - Nachmurzył się nagle. - Mówisz to tylko, żeby odciągnąć moją uwagę od tego, co zamierzam zrobić. Nic z tego, kolego. Nie uda ci się. -Łypnął okiem na Chrisa i pochylil się w jego kierunku. - Dziś zabiję swojego drugiego Hoyle'a. Ale ze mnie szczęściarz. Gdy Sayre weszła do kuchni, Beck stał w kuchennych drzwiach wejściowych i przyglądał się Fritowi, który próbował złapać wiewiórkę. Miał na sobie tylko luźne szorty. Na plecach wciąż widać było sińce. Podchodząc do niego, otoczyła ramionami jego talię i pocałowała paskudne stłuczenie na ramieniu. - Dzień dobry - powiedziała. - Dobry, a robi się coraz lepszy. - Odwrócił się i przyciągnął ją do siebie, delikatnie całując w usta. Gdy skończyli, spojrzał na jej strój i uśmiechnął się. Sayre musiała włożyć jedną z jego starych koszulek, praną już tyle razy, że niemal nie można było odczytać logo Uniwersytetu Stanowego Luizjany. - Do twarzy ci - powiedział. - Tak sądzisz? - Hm - potarł wierzchem dłoni materiał na jej piersiach, Sayre sięgnęła do jego rozporka i zaczęła rozpinać guziki. Stykając się czołami, zaśmiali się nad absurdalnością swego pożądania, którego nie stłumiła nawet cała noc miłości. Frito jednak nie był zadowolony. Do obojga dotarło skrobanie do drzwi z moskitierą i żałosne piszczenie. Beck spojrzał na nią i uniósł brew. - Co o tym sądzisz? - Myślę, że nie potrafiłabym żyć z nieczystym sumieniem. - Cholera, ja też nie. - Wypuścił ją z objęć i otworzył drzwi psu, który wpadł do kuchni, chwycił jedną ze swoich piłek tenisowych i ruszył w ich stronę. Piłka wylądowała z miękkim plaśnięciem na gołej stopie Sayre. Skrzywiła się, ale poklepała psa po łbie i podziękowała za podarunek. Beck nalał sobie i jej kawy i przysiadł na stole kuchennym. Sayre przysunęła sobie krzesło, usiadła naprzeciwko Becka i zaczęła leniwie drapać Frita za uszami. - Zakochał się w tobie bez pamięci - orzekł Beck. - Powiedział ci to? - Nie musiał. Spójrz na jego pysk. Ma bzika na twoim punkcie. Rzeczywiście, pies spoglądał na nią z uwielbieniem Sayre upiła nieco kawy. - Znienawidzę siebie za to wszystko - powiedziała, wolno odstawiając filiżankę na stół. - Za ostatnią noc? - Nie. Nie żałuję ostatniej nocy. - Ja z kolei żałuję, że nie trwała dłużej. I tego, że straciłem z niej godzinę na sen. - Niecałą. - To i tak za długo. - Nawet podczas snu byłeś... - Tak, byłem - przerwał chrapliwie. - A ty byłaś taka... miękka i pachnąca. Wymienili długie, intymne spojrzenie. Potem Beck zapytał, za co Sayre będzie siebie później nienawidzić.
- Spójrz na ich cienie. Ten szerszy wulkan ma uśmiechnięty cień, a ten węższy ma cień bardzo ponury...
Bo naprawdę go rozumiała. Już nie myślała o sobie, lecz o nim. I nie chciała, żeby o tym wiedział. Powiedziała więc
Nie mógł odkładać powrotu do kraju. Przedłużenie wy¬jazdu nawet o jeden dzień miałoby katastrofalne skutki. Wszystko poszłoby zgodnie z jego planem, gdyby Lara nie wykazała się przebiegłością, o jaką jej nie podejrzewał. Nie dość, że wysłała synka do swojej ojczyzny, to jeszcze po¬starała się o odpowiedni wpis do dokumentów, dzięki czemu Henry miał teraz podwójne obywatelstwo. I koszmarną ciot¬kę, która robiła nieprzewidziane trudności.

- To jest Jego Wysokość książę Mark, regent Broitenburga - oznajmił oficjalnym tonem facet w garniturze. - Bylibyśmy wdzięczni, gdyby zechciała pani do nas zejść.
- Monsieur Lavac przyjdzie o dziewiątej, powiadasz...To jeszcze jest trochę czasu. Czy panna Ingrid zeszła już na śniadanie?

potem dowiedział się, że nie był jedynym mężczyzną

– Na pewno?
- Naprawdę mam osiem matek. - Jack wetknął
Gordon.
– Jasne. – Utkwiła wzrok w podłodze, zastanawiając się nad przyszłością
I wtedy pojawiła się ona – jego dziewczyna.
w inną stronę. – Spójrz mu w oczy. To całe hippisowskie przebranie
– Jest pan członkiem tego klubu?
Skrobanki. Kate zadrżała na myśl o tym, że Emma mogła się w ogóle
dzieciństwie. W jej oczach wciąż był ból wywołany
się na przyszłości. Tak jak zapomniał o swoim gniewie i rozczarowaniu.
lepiej przyjrzeć. – Mam wrażenie, że gdzieś już panią widziałem. Czy
Tydzień później Lily wsiadła do autobusu, który miał ją zawieźć
przy nim bezpiecznie. Richard bardzo o mnie dbał.
Po czwartym dzwonku włączyła się sekretarka.
od chwili, gdy byłem w pobliżu pięknej kobiety. Do licha,

©2019 gentes.pod-dusza.lezajsk.pl - Split Template by One Page Love